Witam Panowie i piękne Panie! jako że ostatnimi czasy mam nawał obowiązków, w końcu znalazłem chwilę aby zrobić up
..tak więc doczekawszy się ostatnich chwil:
HARVEST
12 października rozpoczęła się kosa, wybrawszy się na spota ściąłem pierwszą roślinę, gdyż była zupełnie zwiędnięta, na szczęście zdążyłem przed gwałtownym atakiem pleśni. Prawdopodobnie ją jakieś choróbsko trawiło, przymrozek i the end. Następnego dnia ściąłem trzy panny, plecha deptała po piętach a materiał dojrzały. Kolejna kosa już pięciu ostatnich roślin, nastąpiła po tygodniu.
Oto foteczki z ostatniej kosy:
Dwie ostatnie:
Ścięty szczycik:
Ostatnia o dosłownie borówkowym zapachu, 80% brązowe trichomy - masakrator
Niepopuchnięta strona panienki była przysłonięta poprzednią rówieśniczką:
Połowa zebranego plonu, na boku zainfekowane topy plechą:
Topeczki:
Podsumowując:
Jestem bardzo zadowolony, wszystko poszło zgodnie z planem. Karczując ciasnego spota w gęstych tarninach szedłem na kilo z tej przygody. Jak zakładałem, niedobór słońca pozwolił popuchnąć roślinom tylko w górnych partiach, mimo to, nie zapeszając, mam nadzieję że osiągnę postawioną sobie poprzeczkę. Obecnie wszystko wysuszone, nieotrymowane, z łodygami odpoczywa w kartonowych pudłach. Dlatego że jestem zmuszony całą przygodę kitrać przed domownikami (mieszkając na wynajętym pokoju, pomagam sobie kadzidełkami, oszukać ludzką percepcję), szybko tegoż nie otrymuję, lecz bądźmy dobrej myśli, także niebawem zapodam wynik i foteczki
Odnośnie suszenia, suszenie odbyło się na strychu lecz dogrzewanym farelką. Inaczej nie było by możliwości aby odpowiednio wyschło, czy nawet zachowało się w zdrowej kondycji, gdyż ostatnią kosę byłem zmuszony przeprowadzić w deszczowy dzień, przez co podczas suszenia gdzieniegdzie pojawiło się nowe ogniska pleśni i ponownie musiałem wszystkie topy dokładnie przeglądać. Na szczęście nowe ogniska wystąpiły zupełnie znikomo. Temperatura suszenia 18 - 24*C.
Co więcej:
*Będąc na spocie ostatni raz, siedząc w pół wyciętym poletku, wstępnie trymując kasztany z wiatraków, doświadczyłem nie lada emocji. Sk***iele przelecieli nade mną kilkanaście metrów, powolutku, tak że byłem w stanie przeczytać napis "gumisie"... heh przywykłem już do tego typu spotkań.. podczas gdy większość ludzi tu na forum, kpi z zagrożenia z góry na outdorze...
*Druga ciekawostka, to taka że podczas harvestu załatwiono mi drugi rower. Po prostu zostawiłem swój transport, przypięty, nieopodal owego lasku, z braku innych możliwości, lecz gimbaza lub gnoje marginesu społecznego nie spały. Stawiał bym na tą drugą opcję gdyż tym razem wizytę na spocie przeprowadziłem od 05:00 rano do południa. Przewidziałem tą sytuację, dlatego też pojechałem na rowerze, na którym prawie że nie dało się jeździć. Jazda możliwa tylko na jednym biegu jeszcze z notorycznym spadaniem łańcucha, także niech się najedzą. Jedynym minusem był fakt że musiałem wracać pieszo z wypchanymi po brzegi siatami pożądanym towarem, co też przewidziałem, więc wybierając się na spota przebrałem się niczym za bezdomnego, a towar zawiązałem szczelnie w czarnych workach - na którąś godzinę patent dobry
*Generalnie, nie pozostaje mi nic jak rezygnacja z tej miejscówki. Co prawda, duże "NIESTETY" gdyż naprawdę dużo pracy w nią włożyłem wczesną wiosną, lecz są rzeczy ważne i ważniejsze. Owe miejsce było notorycznie odwiedzane przez niepożądanych ludzi, rośliny przetrwały tylko dlatego że nie znalazł się nikt bardziej poryty mentalnie aby wczołgiwać się w szczere ciernie;]
"Cokolwiek czynisz, czyń to rozważnie" uważajcie na siebie bracia, myślcie dwa razy, POZDRÓWKI