Zupełnie sobie nie wyobrażam, że Magik w tamtych czasach, kiedy Kaliber naprawdę był na topie i bez przerwy puszczali nas w radiu, nie mógł znaleźć wydawcy - opowiada przed premierą "Jesteś Bogiem" AbradAb, współzałożyciel legendarnego hiphopowego składu Kaliber 44, w którym rymował Magik.
Mariusz Wiatrak: Wkurza cię zamieszanie wokół "Jesteś Bogiem"?
Marcin Marten "AbradAb": A dlaczego miałoby mnie wkurzać?
Cały czas Magik - Paktofonika, Magik - Paktofonika, a przecież wcześniej był jeszcze Magik i Kaliber 44.
- Nie wiem, czy mnie wkurza. Na pewno jest mi trochę przykro, że zostaliśmy w jakiś tam sposób pominięci. Film oparty jest na faktach, choć wiadomo, że wprowadza też sporo fikcji. O to nie mam żadnych pretensji, ale przede wszystkim scenariusz mocno namieszał w datach. Film pokazuje jakoby Magik miał poznać Rahima i Fokusa w 1998 r. po naszym ostatnim wspólnym koncercie w warszawskim Remoncie. To jest oczywiście bzdura, bo Rahim występował już na pierwszej płycie Kalibra, a Fokus był autorem charakterystycznego fontu "Kaliber 44" na naszej okładce. Czyli znaliśmy się już od wielu lat.
Twórcy od początku podkreślali, że nie należy go brać zbyt dosłownie.
- I bardzo dobrze, tylko wydawało mi się, że bardziej będzie opowiadał o Magiku, a nie o Paktofonice. Wiadomo, że to Magik jest tutaj głównym bohaterem, postacią tragiczną, warto jednak podkreślić, że z Kalibrem nagrywał od 1991 roku do 1998 roku, a z Paktofoniką od 1998 do 2000 roku. Liczby mówią same za siebie. Co nie zmienia faktu, że Magik w którymś momencie się na nas obraził i opowiadał wszystkim, żeby nie kojarzyć go z Kalibrem, tylko z Paktofoniką, więc ten film też jest efektem jego chęci czy zabiegów.
To Jest Kino: "Jesteś Bogiem". Bez wątpienia, warto było czekać!
Podobała ci się scena, w której w mieszkaniu Magika nabijacie się z Rahima?
- [Westchnienie]
Faktycznie tak było?
- Wiesz co, na pewno na początku był słabszy od nas i w którymś momencie mogło coś takiego się zdarzyć. Nasze relacje były złożone - kumplowaliśmy się, jeździliśmy razem na koncerty, wielokrotnie byłem u niego w domu...
W domu Magika?
- Nie, w domu Rahima! Robiliśmy wspólne imprezy, nagrywaliśmy razem kawałki, planowaliśmy wiele projektów. Tymczasem te dwie sceny, w których najpierw naśmiewamy się z kolesia, a potem rozstajemy z Magikiem, totalnie nas zmarginalizowały. Na pewno nie było też tak, że to my byliśmy ci źli, a Magik ten dobry. W jakiś sposób zostało to uproszczone, choć wiadomo, że to fabuła, która rządzi się własnymi prawami.
To co ci się w nim podobało?
- Ciekawie zostały zagrane wszystkie trzy główne postaci. Magik w niektórych momentach został pokazany bardzo prawdziwie. Jak Marcin Kowalczyk zaciskał szczękę i ruszały mu się kości policzkowe albo jak mówił: "ku**a, ja pier***ę!" - to było żywcem wzięte od Magika. No i koleś nauczył się fajnie rapować, naprawdę, to jak wykonał "Plus i minus", szacunek.
A przedstawienie Paktofoniki jako biednych chłopaków z osiedla, którzy marzą o koncercie w Spodku?
- Trochę zgrzyt. Przecież byliśmy już wtedy po dwóch płytach Kalibra, mieliśmy menedżera, graliśmy mnóstwo koncertów i naprawdę były z tego niezłe pieniądze.
Ale wciąż pokutuje mit, że sprzedaliście kilkadziesiąt tysięcy kaset i zarobiliście na tym grosze.
- Tylko pierwszej płyty Kalibra rozeszło się 80 tys., drugiej kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Rozumiem, że Magik miał rodzinę i pewnie miał więcej wydatków niż my, ale żeby aż tak? Niemożliwe. Zupełnie też sobie nie wyobrażam, że on w tamtych czasach, kiedy Kaliber był naprawdę na topie i bez przerwy puszczali nas w
radiu, nie mógł kompletnie znaleźć wydawcy. Chłopaki nagrywali po kątach, ale to był raczej efekt ich braku ogarnięcia, a nie faktycznych możliwości. Jestem pewien, że SP Records, które wtedy wydawało nasze płyty, Paktofonikę wydałoby z pocałowaniem ręki.
Czyli nieprawdą jest, że wydawca was oszukał i nie mieliście z tego żadnych pieniędzy?
- Słuchaj, na moje ówczesne wydatki, kiedy mieszkałem jeszcze z rodzicami i studiowałem, w zupełności wystarczało. Na pewno artyści przy takiej ilości sprzedanych płyt powinni zarobić dużo więcej. Patrząc na swoje dawne umowy, to ten procent był skandaliczny, a do tego jeszcze dzielony na trzy lub cztery osoby. Nie byliśmy jednak wyjątkiem, wiele innych zespołów, nie tylko hiphopowych, miało podobne historie.