- Rejestracja
- Lip 9, 2005
- Postów
- 366
- Buchów
- 2
Nom więc, substancje ktore zazylem, nie sa szczegolne w zaden sposob i generalnie nie byloby sensu opisywac całego zajscia, ale załapałem po tym solidnego bad tripa, mimo, że ilosci nie byly za duze... wiec moze zamieszcze to ku przestrodze
Marihuana: około 0,2g spalone samemu, dość mocnej WW.
Feta: kreseczka, na pare cm, w granicach 0,3g.
Alkohol: 200ml wodki na czysto, popite 2 debowymi mocnymi.
Całe zajście mialo miejsce na małej domówce, zaczeło sie chyba o 10 rano, a ja bylem praktycznie na czczo.
Najpierw wypilem kilka strzałów wodki, później przyszła pora na palonko... następnie sporo picia... no i azeby nie zasnac poszła krecha do nosa.
Po wciagnieciu wypilem jeszcze piwko... i zaczeło sie robic nieciekawie...
Efekty:
Wszechogarniający niepokój, połączony z oszołomieniem.
Jako, ze towarzystwo bylo po czesci obce, staralem sie nie dac znac po sobie ze cos jest nie tak i ponoc na poczatku zupelnie nie bylo tego widac po mnie.
Miałem wrazenie jakbym byl zamkniety w szklanej kuli, a gdy z kims rozmawialem jego slowa dochodzily z daleka i sporo wysilku wymagalo ich zrozumienie...
W głowie totalny mętlik.
Patrzac na cos widzialem praktycznie tylko srodek obrazu... tzn trudno to opisac, bo widzialem calosc, ale moj umysl nie byl w stanie zanalizowac niczego poza samym srodkiem. Czułem sie jakbym zapadał sie w otchłań, ulge poczulem dopiero gdy przenioslem sie do zupelnie pustego pokoju i polezalem troche w ciszy.
Pewnie porzygałbym sie w miedzyczasie, gdybym miał czym...
Do tego w pewnym momencie zeschizowalem sie ze zostanie juz tak na zawsze... wiec zaczalem troche panikowac. Mozna by to porownac do osoby zamknietej w jakims pomieszczeniu i walacej piesciami w drzwi zeby ja wypuszczono... doslownie czulem sie zamkniety w swojej glowie, przytloczony, jakby duszac sie...
Po jakims czasie na szczescie udalo mi sie opanowac sytuacje, w czym napewno pomoglo doswiadczenie w takich akcjach...
Gduy juz mi przeszlo bylem wykonczony psychicznie i wygladalem jak zywe zwloki... laski sie ze mnie smialy ze sie zaraz wywroce
no ale wrocilem do chaty troche przekimalem zjadlem cos i wieczorem bylem gotowy na kolejny melanz heh
Ok wiec podsumowujac:
Mieszajac kilka substancji latwo nabawic sie komplikacji, nawet jesli ich ilosc nie jest oszalamiajaca.
W takim przypadku najwazniejszy jest spokoj. Tlumaczcie sobie ze niedlugo to sie skonczy... Czesto dobrze jest przeczekac apogeum w jakims cichym i stonowanym miejscu (choc zalezy to oczywiscie od tego co przyjmowalismy)
Pozdro i życze abyscie nie przezywali bad tripow
Marihuana: około 0,2g spalone samemu, dość mocnej WW.
Feta: kreseczka, na pare cm, w granicach 0,3g.
Alkohol: 200ml wodki na czysto, popite 2 debowymi mocnymi.
Całe zajście mialo miejsce na małej domówce, zaczeło sie chyba o 10 rano, a ja bylem praktycznie na czczo.
Najpierw wypilem kilka strzałów wodki, później przyszła pora na palonko... następnie sporo picia... no i azeby nie zasnac poszła krecha do nosa.
Po wciagnieciu wypilem jeszcze piwko... i zaczeło sie robic nieciekawie...
Efekty:
Wszechogarniający niepokój, połączony z oszołomieniem.
Jako, ze towarzystwo bylo po czesci obce, staralem sie nie dac znac po sobie ze cos jest nie tak i ponoc na poczatku zupelnie nie bylo tego widac po mnie.
Miałem wrazenie jakbym byl zamkniety w szklanej kuli, a gdy z kims rozmawialem jego slowa dochodzily z daleka i sporo wysilku wymagalo ich zrozumienie...
W głowie totalny mętlik.
Patrzac na cos widzialem praktycznie tylko srodek obrazu... tzn trudno to opisac, bo widzialem calosc, ale moj umysl nie byl w stanie zanalizowac niczego poza samym srodkiem. Czułem sie jakbym zapadał sie w otchłań, ulge poczulem dopiero gdy przenioslem sie do zupelnie pustego pokoju i polezalem troche w ciszy.
Pewnie porzygałbym sie w miedzyczasie, gdybym miał czym...
Do tego w pewnym momencie zeschizowalem sie ze zostanie juz tak na zawsze... wiec zaczalem troche panikowac. Mozna by to porownac do osoby zamknietej w jakims pomieszczeniu i walacej piesciami w drzwi zeby ja wypuszczono... doslownie czulem sie zamkniety w swojej glowie, przytloczony, jakby duszac sie...
Po jakims czasie na szczescie udalo mi sie opanowac sytuacje, w czym napewno pomoglo doswiadczenie w takich akcjach...
Gduy juz mi przeszlo bylem wykonczony psychicznie i wygladalem jak zywe zwloki... laski sie ze mnie smialy ze sie zaraz wywroce
no ale wrocilem do chaty troche przekimalem zjadlem cos i wieczorem bylem gotowy na kolejny melanz heh
Ok wiec podsumowujac:
Mieszajac kilka substancji latwo nabawic sie komplikacji, nawet jesli ich ilosc nie jest oszalamiajaca.
W takim przypadku najwazniejszy jest spokoj. Tlumaczcie sobie ze niedlugo to sie skonczy... Czesto dobrze jest przeczekac apogeum w jakims cichym i stonowanym miejscu (choc zalezy to oczywiscie od tego co przyjmowalismy)
Pozdro i życze abyscie nie przezywali bad tripow