Po paleniu ziela nie miałem nigdy strasznej jazdy, a jedynie wjazd do innego wymiaru ?
Za to jeszcze za czasów szkoły dawno dawno temu najstraszniejszą faze miałem po za***aniu wiadka z dopa ze spuczki w kiblu . Wielkie wiadro. Wielkie, naprawdę.
Skończyło się to tym, że odcięło mi zupełnie logiczne myślenie, jakby mózg gdzieś wyparował, poszedłem porobiony na lekcje, gdzieś w połowie lekcji zacząłem wszystko widzieć jakby było z klocków lego, do tego ***anie w oczach jak po grzybach tyle, że kilkukrotniej mocniej, po lekcji na przerwie koleżka z którym waliłem wiadko zaczął nawalać głową o szafkę, bo stwierdził, że to jest bariera, że jesteśmy w lochu uwięzieni, którą musi zniszczyć i ocalić uwięzionych ludzi w szkole, łbem napie****ał tak mocno, że musiał mieć szycie. Wtedy znalazłem się na rozstaju dróg, albo zostać z nim albo się ratować, żeby przypału nie było w szczególności , że miałem podpiętego kuratora za agresje i za nie obecności wracając w oddali zobaczyłem biegnące nauczycielki, chigienistke , dyrektora wiec stwierdziłem, że typowi juz nie pomogę. Spie****iłem przez najbliższe okno, uciekłem najpierw do parku, później załączył się zombie trip, nie wiedziałem kim jestem, gdzie jestem i po co ide, błądziłem po mieście , wtedy byłem no takim patyczkiem bez masy i bez mięśni, do tej pory się zastanawiam jak ja musiałem wyglądać i jakie mieć oczy, że naprawdę do***ane karki na chodniku mi ustępowały miejsca, myślę, że z litości hehe. suchość w gardle byla nie miłosierna, język jak z betonu, a w oczach czułem jakbym miał pokruszone szkło. wszedłem w uliczkę, która prowadziła do drugiego parku ze stawem, na chodniku były kałuże, wszedłem w tą kałuże, uklęknąłem i zacząłem z niej pic wodę i polewać sobie nią głowę. Wtedy spostrzegłem, że jakiś typowy spoleczny kościelny moher płci żeńskiej gdzieś dzwoni. Znowu adrenalina za***iscie uderza tak jak na tej przerwie gdzie typ chcial głową przebić stalową szafke, dwa wyjścia ucieczka albo ratunek, ratunek równa się policja, kurator, dolek, przypal w szkole i ewentualna wizyta w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy ostatkami sił w głowie zbuforowałem, że trzeba spie****ać, więc to robie, świat wiruje, wszystko zniekształcone, nie widzę kolorów, wszystko wyblakłe w odcieniach smutnej zieleni ciemnej i szarości. Tutaj mi się film ***ał i nie pamiętam nic , nie pamiętałem* , ocknąłem się przy jakimś ognisku przy rzece z jakąś melanżującą obcą dużo starszą ekipą, po wszystkim mi opowiedzieli, że stałem nie ruchomo dobre 20 minut i patrzyłem się przed siebie. Po tym czasie postanowili zareagować i w dwóch typa mnie ponoć niesli na swoją miejscówkę. Do tej pory mam z nimi kontakt, jedyny plus całej sytuacji.
W szkole kolega muro napie****acz nie strzelił z pi**y, dla mnie zakończyło się to bez problemów. Natomiast on narobił sobie takiego przypału, że przez dwa tygodnie było mu wstyd przyjść do szkoły.
Wniosek wysnułem prosty i klarowny, nigdy więcej żadnych dopalaczy, minęło dobre 15 lat od tej sytuacji i obiecanego sobie słowa nadal się trzymam.
A morał jest taki ***cie dopalacze. W sensie tym ***cie, żeby trzymać się od tego syfu z daleka.