- Rejestracja
- Lip 30, 2015
- Postów
- 47
- Buchów
- 3
Miałem niedawno dziwną przygodę, ogólnie dla jasności nie zażywam chemii choć zdarza się okazja raz na rok czy dwa lata. Wszystko zaczęło się ponad 2 miesiące temu grudzień 2022 roku przed Bożym Narodzeniem. Któregoś dnia, ustawiłem się ze swoim najlepszym dostawcą i starym kolegą, bardzo w porządku gość, jeszcze ze szkoły średniej, jaraliśmy lufy i blanty na przerwach, ogólnie z jednej klasy zaufany gość. Poprosiłem o to co zwykle czyli jaranie, ponieważ to co wyhodowałem puściłem wszystko z dymem nie było tego dużo, ani też nie szczególnie mocne ale zaspokajało mnie w zupełności - no niestety po kilku 2 miesiącach skończyło się.
Był wieczór pojechałem do niego wszytko normalnie- tak jak zwykle, postaliśmy przed klatką, spaliliśmy szluga, pogadaliśmy, poszedłem z nim pod mieszkanie i dał mi piątkę, wziąłem, skitrałem w gacie i pojechałem testować na swój teren. Po drodze powrotnej jeszcze miałem nieprzyjemny przystanek, zatrzymała mnie policja za prędkość - omijałem autobus wyjeżdżający z przystanku i przycisnąłem żeby wyprzedzić go i auta przed nim, dopiero gdy go wyprzedziłem zobaczyłem policje za przystankiem jak już mnie mierzy suszarką i gość wychodzi z lizakiem na lewy pas. Niestety bez mandatu się nie obeszło 8 pkt i 400 zł w plecy... Stałem paliłem szluga z tematem w gaciach, starałem się zachować spokój panowie okazali się w miarę w porządku, w busie wypisywali mandat, słuchali Peji , 2 gości około 30-35 lat, pogadaliśmy o niesprawiedliwych przepisach, cenach mandatów i punktach, mieli mi wypisać 8 pkt a później okazało się że jest 7 na mandacie zawsze to mniej .
Przyjechałem na swoją miejscówkę. Na ciśnieniu i podk***iony zaistniałą sytuacją z psiarskimi, wyciągnąłem towar z wyglądu mmm.. : jasno zieloniutki, topy były twarde, zbite pokryte kryształkami, krótko mówiąc z wyglądu prima sort, jedno co mnie zaskoczyło po otworzeniu to zapach - nie był taki jakiego mógłbym się spodziewać, dawało się wyczuć taki bardziej chemiczny zapach co mnie bardzo zdziwiło, gdyż od ziomka od początku znajomości nie dostałem czegoś podobnego ani maczanego, lanego czy podejrzanego tematu. Ale nic konkretnego nie wywąchałem, może coś lekko dała się wyczuć jakaś bardzo delikatna woń jakby wybielacz czy coś takiego, jakiś płyn chemiczny do płukania tkanin, tak mi się kojarzyło w każdym razie bardzo delikatny zapach. Stwierdziłem, że to pewnie kwestia nawozów użytych podczas uprawy, na której co nie co się znam bo też uprawiałem ale niestety miałem dużo problemów ze spotem i uprawa nie wyszła.
Długo nie zastanawiając się zwinąłem tak na oko z 0.4-0,5g na pierwszego testa, siedziałem i paliłem bata przez jakieś 10 min, raczej jakiegoś efektu bardzo nie poczułem że będzie to mocne palenie, poza lekką suchością w ustach a z reguły od połowy blanta już wchodziła fazka zazwyczaj więc pomyślałem, no ku**a może jakieś CBD mi wcisnął, no nic pojadę do sklepu, po coś do picia, tak też zrobiłem, dopaliłem i pojechałem samochodem na zakupy.
Podczas jazdy tak po 2-3 minutach po ruszeniu poczułem się nadzwyczaj lekko tak jakbym się unosił nad fotelem i jakby ciepło mnie całego otuliło, wtedy zorientowałem się, że coś zaczyna się dziać i to nie jest zwykła faza po trawie, jak się później okazało nie pomyliłem się. Myślę sobie wszystko ok, jadę dalej.
Nagle z sekundy na sekundę serce zaczęło mi walić co raz mocniej i mocniej, zaczęły mi sztywnieć i drętwieć ręce później nogi, po prostu mnie sparaliżowało. Nie wiedziałem co zrobić, chciałem się zatrzymać gdzieś na poboczu bo czułem że zaraz mnie odetnie jednak aby nie narobić sobie problemów, stwierdziłem że zrobię koło i wrócę tam gdzie paliłem. Nie mogłem się ruszyć, palce mi powyginało, że ledwo jednym trzymałem kierownicę, a żeby wcisnąć hamulec musiałem się przesunąć całym ciałem żeby nacisnąć pedał. Miałem wrażenie, że wglądam w tamtym momencie jak Stephen Hawking na wózku. Myślami byłem bardziej trzeźwy niż przed paleniem, chyba cała krew wpłynęła mi do głowy. Myślałem że dostanę zawału czy zapaści, jeszcze serce mi tak nigdy szybko nie waliło jak wtedy jak bym maraton sprintem przebiegł a ja tylko siedziałem w bezruchu. Co ciekawe gdy tak jechałem na 3 biegu i przyhamowałem ledwo się tocząc do przodu i walcząc sam ze swoim ciałem to nagle przed oczami zaczęło mi się robić co raz ciemniej aż pojawił mi się coś na kształt tunelu a na końcu był jasny punkt do którego w mgnieniu oka mnie przyciągnęło czułem tą siłę przyciągania i co raz bardziej jaśniejące promienie wydobywające się z niego, gdy już byłem byłem bardzo blisko to zobaczyłem coś na kształt twarzy i poczułem słodki zapach przypominający kwiaty, poczułem się naprawdę niesamowicie tak jak bym był w innym wymiarze po tej wizji myślałem, że miałem wypadek i nie żyje a to wszystko jest już po mojej śmierci taka wizja trwała parę sekund może 3-4 ? i odzyskałem świadomość jechałem dalej siedząc cały spocony i wykrzywiony ledwie trzymając jeden palec na kierownicy. Nigdy takiego podobnego stanu nie doświadczyłem i pewnie nie doświadczę. Objechałem tak, około 7km po tych bocznych drogach, gdy byłem około 1km do miejsca w którym paliłem, paraliż powoli mi zaczynał odpuszczać, mogłem już ruszać palcami bez problemu kilka sekund później już rękoma i nogami.. W tamtym momencie z całego serca dziękowałem Bogu, że nic się nie stało i zaczynam wracać do normalnego funkcjonowania, tak jakbym nie palił nic po prostu jak bym wstał rano wypoczęty. Najlepsze, jest to że po tej mojej fazie życia chciałem sprawdzić eksperymentalnie czy następny też mnie tak porobi bo wydałem 200pln i nie wiedziałem czy tego nie wyrzucić od razu ale po godzinie postoju i ułożeniu w głowie co się od***ało skręciłem kolejnego też na oko tyle samo, ale ten już tak mocno nie wszedł, owszem z opóźnieniem ale po prostu zrobiło mnie jak normalne zioło bez takiej fazy jak ten pierwszy... a kolejne blanty też działały tak samo jak ten drugi blant, faza rozkręcała się z lekkim opóźnieniem ale poza tym wszystko było okej. Do tej pory myślę o tym tripie ... nie wiem co się wtedy stało wystraszyłem się że prawie narobiłem pod siebie. Ziomek twierdzi że to normalne palenie było, żadna chemia bo on też palił tyle, że nie razem ze mną tylko wcześniej jednak z moim doświadczeniem palacza trudno w jego słowa uwierzyć.
To było mega dziwne powiedział bym że nawet wyższe, duchowe przeżycie.
Jako ciekawostkę dodam, że od wypalenia ostatniego blanta z tamtej piątki do dnia dzisiejszego nie palę w ogóle trawki tak o, z dnia na dzień a i do papierosów mnie nie ciągnie choć i wcześniej nie ciągnęło ale paliłem częściej, ogólnie kupowałem do blantów i do pracy. Od tamtego wydarzenia do dnia dzisiejszego minęło już ponad 2 miesiące - pierwszy tak długi detox od 10 lat. A próbowałem już z własnej woli rzucić albo chociaż ograniczać palenie, udawało się na kilka dni maksymalnie chyba nie cały tydzień i znowu jechałem do koleżki. Wydawało mi się że już nie dam rady rzucić i będę popalał tak aż nie będę miał skąd wziąć albo zdrowie mi się posypie ale jednak, moja siła woli okazała się pokonać ten nałóg gdyż wszystko jest w naszej głowie. "Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło" . Pozdrawiam Krzyś ( 25 lat).
Był wieczór pojechałem do niego wszytko normalnie- tak jak zwykle, postaliśmy przed klatką, spaliliśmy szluga, pogadaliśmy, poszedłem z nim pod mieszkanie i dał mi piątkę, wziąłem, skitrałem w gacie i pojechałem testować na swój teren. Po drodze powrotnej jeszcze miałem nieprzyjemny przystanek, zatrzymała mnie policja za prędkość - omijałem autobus wyjeżdżający z przystanku i przycisnąłem żeby wyprzedzić go i auta przed nim, dopiero gdy go wyprzedziłem zobaczyłem policje za przystankiem jak już mnie mierzy suszarką i gość wychodzi z lizakiem na lewy pas. Niestety bez mandatu się nie obeszło 8 pkt i 400 zł w plecy... Stałem paliłem szluga z tematem w gaciach, starałem się zachować spokój panowie okazali się w miarę w porządku, w busie wypisywali mandat, słuchali Peji , 2 gości około 30-35 lat, pogadaliśmy o niesprawiedliwych przepisach, cenach mandatów i punktach, mieli mi wypisać 8 pkt a później okazało się że jest 7 na mandacie zawsze to mniej .
Przyjechałem na swoją miejscówkę. Na ciśnieniu i podk***iony zaistniałą sytuacją z psiarskimi, wyciągnąłem towar z wyglądu mmm.. : jasno zieloniutki, topy były twarde, zbite pokryte kryształkami, krótko mówiąc z wyglądu prima sort, jedno co mnie zaskoczyło po otworzeniu to zapach - nie był taki jakiego mógłbym się spodziewać, dawało się wyczuć taki bardziej chemiczny zapach co mnie bardzo zdziwiło, gdyż od ziomka od początku znajomości nie dostałem czegoś podobnego ani maczanego, lanego czy podejrzanego tematu. Ale nic konkretnego nie wywąchałem, może coś lekko dała się wyczuć jakaś bardzo delikatna woń jakby wybielacz czy coś takiego, jakiś płyn chemiczny do płukania tkanin, tak mi się kojarzyło w każdym razie bardzo delikatny zapach. Stwierdziłem, że to pewnie kwestia nawozów użytych podczas uprawy, na której co nie co się znam bo też uprawiałem ale niestety miałem dużo problemów ze spotem i uprawa nie wyszła.
Długo nie zastanawiając się zwinąłem tak na oko z 0.4-0,5g na pierwszego testa, siedziałem i paliłem bata przez jakieś 10 min, raczej jakiegoś efektu bardzo nie poczułem że będzie to mocne palenie, poza lekką suchością w ustach a z reguły od połowy blanta już wchodziła fazka zazwyczaj więc pomyślałem, no ku**a może jakieś CBD mi wcisnął, no nic pojadę do sklepu, po coś do picia, tak też zrobiłem, dopaliłem i pojechałem samochodem na zakupy.
Podczas jazdy tak po 2-3 minutach po ruszeniu poczułem się nadzwyczaj lekko tak jakbym się unosił nad fotelem i jakby ciepło mnie całego otuliło, wtedy zorientowałem się, że coś zaczyna się dziać i to nie jest zwykła faza po trawie, jak się później okazało nie pomyliłem się. Myślę sobie wszystko ok, jadę dalej.
Nagle z sekundy na sekundę serce zaczęło mi walić co raz mocniej i mocniej, zaczęły mi sztywnieć i drętwieć ręce później nogi, po prostu mnie sparaliżowało. Nie wiedziałem co zrobić, chciałem się zatrzymać gdzieś na poboczu bo czułem że zaraz mnie odetnie jednak aby nie narobić sobie problemów, stwierdziłem że zrobię koło i wrócę tam gdzie paliłem. Nie mogłem się ruszyć, palce mi powyginało, że ledwo jednym trzymałem kierownicę, a żeby wcisnąć hamulec musiałem się przesunąć całym ciałem żeby nacisnąć pedał. Miałem wrażenie, że wglądam w tamtym momencie jak Stephen Hawking na wózku. Myślami byłem bardziej trzeźwy niż przed paleniem, chyba cała krew wpłynęła mi do głowy. Myślałem że dostanę zawału czy zapaści, jeszcze serce mi tak nigdy szybko nie waliło jak wtedy jak bym maraton sprintem przebiegł a ja tylko siedziałem w bezruchu. Co ciekawe gdy tak jechałem na 3 biegu i przyhamowałem ledwo się tocząc do przodu i walcząc sam ze swoim ciałem to nagle przed oczami zaczęło mi się robić co raz ciemniej aż pojawił mi się coś na kształt tunelu a na końcu był jasny punkt do którego w mgnieniu oka mnie przyciągnęło czułem tą siłę przyciągania i co raz bardziej jaśniejące promienie wydobywające się z niego, gdy już byłem byłem bardzo blisko to zobaczyłem coś na kształt twarzy i poczułem słodki zapach przypominający kwiaty, poczułem się naprawdę niesamowicie tak jak bym był w innym wymiarze po tej wizji myślałem, że miałem wypadek i nie żyje a to wszystko jest już po mojej śmierci taka wizja trwała parę sekund może 3-4 ? i odzyskałem świadomość jechałem dalej siedząc cały spocony i wykrzywiony ledwie trzymając jeden palec na kierownicy. Nigdy takiego podobnego stanu nie doświadczyłem i pewnie nie doświadczę. Objechałem tak, około 7km po tych bocznych drogach, gdy byłem około 1km do miejsca w którym paliłem, paraliż powoli mi zaczynał odpuszczać, mogłem już ruszać palcami bez problemu kilka sekund później już rękoma i nogami.. W tamtym momencie z całego serca dziękowałem Bogu, że nic się nie stało i zaczynam wracać do normalnego funkcjonowania, tak jakbym nie palił nic po prostu jak bym wstał rano wypoczęty. Najlepsze, jest to że po tej mojej fazie życia chciałem sprawdzić eksperymentalnie czy następny też mnie tak porobi bo wydałem 200pln i nie wiedziałem czy tego nie wyrzucić od razu ale po godzinie postoju i ułożeniu w głowie co się od***ało skręciłem kolejnego też na oko tyle samo, ale ten już tak mocno nie wszedł, owszem z opóźnieniem ale po prostu zrobiło mnie jak normalne zioło bez takiej fazy jak ten pierwszy... a kolejne blanty też działały tak samo jak ten drugi blant, faza rozkręcała się z lekkim opóźnieniem ale poza tym wszystko było okej. Do tej pory myślę o tym tripie ... nie wiem co się wtedy stało wystraszyłem się że prawie narobiłem pod siebie. Ziomek twierdzi że to normalne palenie było, żadna chemia bo on też palił tyle, że nie razem ze mną tylko wcześniej jednak z moim doświadczeniem palacza trudno w jego słowa uwierzyć.
To było mega dziwne powiedział bym że nawet wyższe, duchowe przeżycie.
Jako ciekawostkę dodam, że od wypalenia ostatniego blanta z tamtej piątki do dnia dzisiejszego nie palę w ogóle trawki tak o, z dnia na dzień a i do papierosów mnie nie ciągnie choć i wcześniej nie ciągnęło ale paliłem częściej, ogólnie kupowałem do blantów i do pracy. Od tamtego wydarzenia do dnia dzisiejszego minęło już ponad 2 miesiące - pierwszy tak długi detox od 10 lat. A próbowałem już z własnej woli rzucić albo chociaż ograniczać palenie, udawało się na kilka dni maksymalnie chyba nie cały tydzień i znowu jechałem do koleżki. Wydawało mi się że już nie dam rady rzucić i będę popalał tak aż nie będę miał skąd wziąć albo zdrowie mi się posypie ale jednak, moja siła woli okazała się pokonać ten nałóg gdyż wszystko jest w naszej głowie. "Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło" . Pozdrawiam Krzyś ( 25 lat).