Dodam swoje przeżycia.
Po kilku latach sadzenia konopi,
własnoręcznie wychodowałem Mckennaii z kita. O tyle ciekawie, że w tejemnicy przed żoną, w zaizolowanej styropianem komodzie w garażu, w marcu. O temperaturę dbał sterownik i kabel grzewczy. Tak to w stylu mcgivera w kilku rzutach kostki z grzybnią powstało kilka porcji suszaków.
W końcu nastał majowy dzień, dzień pierwszych testów.
Przygotowane wcześniej 3,5g na głowę zostało zabrane przeze mnie i kolegę w nieznane nam, jednak na oko dogodne miejsce. W samochodzie zarzucone zostały grzyby moczone 20min w soku z limonki.
Czas +15min.
Przechadzaliśmy się po lasku który porósł stary zapomniany cmentarz, nie pamiętam jaki był cmentarz lecz nastawienie i pogoda sprawiały, że nie odczuwaliśmy posępnej atmosfery, bardziej czułem się jak Indiana Jones. Póki co, zero efektów.
Czas +30min
Wyszliśmy z lasu, idziemy w kierunku nieużytków rolnych polną drogą. Poczułem się dziwnie, ogarnęła mnie słabość. Usiadłem, potem położyłem się w niskiej trawie i zdałem sobie sprawę, że będzie to coś konkretnego.
Trzeba było jednak znaleźć bardziej dogodne miejsce. Faza zaczynała być o tyle dokuczliwa, że polegała tylko i wyłącznie na zwierzęcej wręcz potrzebie znalezienia schronienia daleko od ludzi i zabudowań. Szybkim krokiem poszliśmy w środek pola porośniętego stepową trawą i sosnami. Stwierdziłem, że tutaj trzeba spocząć.
Czas +45min.
Leżąc, nie miałem siły wstać, wydawało mi się, że mam siłę tylko oddychać. Patrzyłem jednak z uśmiechem na chmury nade mną. Na nich malowały się tryby, koła zębate, różne starożytne wzory. Ogarnęła mnie błogość. Kolega w tym czasie chodził między sosnami, klęczał przez nimi podziwiając je. Ten sam kolega idący później w moją stronę szedł jednocześnie swoim krokiem i krokiem sprzed sekundy, jakby w 2 postaciach na raz. Kolory wypłowiały. Wzrok wyostrzył się.
Zamykając oczy wpadałem do wiru myśli, ciężko opisać co się wtedy działo.
Czas +1lub 1,5h ciężko stwierdzić.
Na wypadek braku fazy wzięliśmy ze sobą konopie. Jakimś cudem postanowiliśmy dołożyć do pieca i zapalić po nabiciu lub dwóch. Proces przygotowywania palenia trwał dobrych kilka minut przez nawracające wpadanie w wir myśli. Zapaliliśmy. Teraz faza przyspieszyła, ciężko stwierdzić czy palenia miało na nią wpływ bo porównałbym to do dodawania drewna do ogniska na bazie benzyny...
Nie mniej jednak nie podniosłem się legowiska przez kolejne minuty. Leżałem tak już dobre 2 godziny. Chwilami miałem wrażenie, że jakby ktoś mnie w tej chwili zastrzelił to nie miałoby to znaczenia ponieważ mój umysł był poza fizycznym ciepłem.
Na takich efektach przeminęła na oko kolejna godzina.
Czas +4h... Chyba.
Koniec fazy. W głowie pogodny nastrój, czuć, że skosztowanie kapeluszy to był dobry pomysł ale na wnioski trzeba będzie poczekać jeszcze długo. Tego samego dnia wieczorem nie miałem już żadnych myśli. Idealna czystka.
Czas + 19miesiecy.
Piszę ten tekst. Warto było, lecz natłok przeżyć na tej fazie sprawił, że przez kilka miesięcy nie miałem potrzeby nawet myśleć o dalszej konsumpcji. Nie da się opisać jak to jest po grzybach. Od siebie dodam, że należy im się szacunek. Należy zadbać jak nigdy o Set and settings.
Wiosną, może latem zarzucamy kolejny sort. Trzeba odświeżyć przeżycia.