moja pierwsza ksywka atom(...) powstała huhu dawno temu jak miałem chyba 14 lat.
Pojechałem na wakacje z kolegą do moich dziadków na wieś, tam znaleźliśmy sobie zabawe z opakowaniami po kinderkach i proszkiem do pieczenia. Wrzucaliśmy takie dziwności ludziom pod nogi, czasami do sklepów

No wiadomo jak to było.. 14 lat...
Potem przeszliśmy na saletre z cukrem, robiliśmy wręcz gigantyczne kopce z saletry (tego na wsi jest pod dostatkiem

) i 2 opakowań cukru.
Czasami układaliśmy z tego jakieś napisy ... no nic ważne żeby był dym, mnóstwo dymu.
Zastanawialiśmy się co może się stać gdy szczelnie się zamknie mieszanke w jakimś pojemniku. Nijak nam to wychodziło, bo zbyt wolno się mieszanina spalała.
Ha! wpadliśmy na "genialny" pomysł... potrzebujemy czarny proch.. chwila jak się to robiło.. ? poszliśmy do dziadka.. ale nam nie chciał powiedzieć co i jak

.
Dorwaliśmy jakieś encyklopedia i znaleźliśmy skład i proporcję na czarny/dymny proch.
Wszystkie mieliśmy prócz siarki.. pierwszy pomysł.. będziemy zdrapywać z zapałek.. :sunny: ale odwiedziliśmy kilka chemicznych (tam są całe 3

) w pierwszym nam nie sprzedali, w drugim nie mieli a w trzecim gdzie było wyposażenie dla jubilerów dostaliśmy wielki słoik z kruszcem

.
Zmieszaliśmy wszystko i podpaliliśmy.. WOOOW jak fajnie się pali

.
Zamykaliśmy różne ilości w różnych pojemnikach, głównie papierowych lub plastikowych butlach owiniętych warstwami papieru.. ładnie wybuchało.
Kilka dni później chcieliśmy zobaczyć jak wygląda MEGA bum, wydaliśmy całe pieniądze na siarke (reszte mieliśmy w duzych ilościach

) nawaliliśmy proch do znalezionego pojemnika z grubymi ściankami wyglądało to jak takie wiaderko z lejkiem i było metalowe (no comment). Tym razem całą mieszanke zmoczyliśmy wodą i wysuszyliśmy zrobiła się taka ciastolina potem granulki

. Lont był kilku metrową szmatą nasonczoną różnymi łatwopalnymi rzeczami. Końcówka lontu to byłą słomka z prochem hyhy.
Poszliśmy na świeżo zaorane pole, ustawiliśmy pojemnik koło nie używanej szopy dziadka. Kolega podpalił szmate.. a tu zoonk PALEC MU SIE ZAJARAŁ

hehe cali byliśmy w tym pyle i syfie... cud że sie nie spaliliśmy. No ale ok szmata się podpaliła... wooolno szło to.. bardzo wooolno .. my już od kilkunastu sekund leżeliśmy za kopczykami z ziemi nie wiem może 30 m od szopy. Wystawiamy łby i widzimy dużo dymu, słomka! chowamy się *** ! ! ale nie takie od petard naprawde poważny wybuch. Leżymy dalej już zestrachani, że zlecą sie ludzie i po chwili lecą nam na głowy kawałki drewna, ziemi. Nie uciekliśmy tylko podeszliśmy do ... no właśnie, przednia ściana szopy nie istniała a druga była w strzępach cała podziurowana. W cholere dymu i smród ... szopa runęła . Przyleciał dziadek... oczywiście po łacinie do nas, jak wszyscy się uspokoili i nikomu nic się nie stało na szczęscie.. Dziadek nam mówił, że stał w kuchni przy oknie i widział szope i nagle.. bum, szklanki pospadały i szyby zadzwoniły w oknach. Odrazu o nas pomyślał, bo widział nasze zabawy z saletrą. Odłamki tego wiaderka były rozsiane po całym polu, zresztą szopy też.... musieliśmy wszystko pozbierać....
Gdyby nie ten kopczyk z ziemi to pewnie byśmy oberwali czymś ;-/ aha moja xywa to właśnie z tego wybuchu... bo dym był w kształcie grzybka wybuchu jądrowego

.
Oj głupim się było
Na sylwka sami majstrowaliśmy petardy.
ARKAN - powstało na potrzeby forum
