Nic mi nie mow, o spalonym spocie. Mialem teoretycznie w 100% bezpieczna miejscowe. Ogrodzilem miejsce, w prywatnym lesie, gestym,ze nie wleziesz do niego jak nie wiesz jak. Zeby sie do niego dostac trzeba przejsc albo przez prywatne podworko znajomego, ewentualnie zapieprzac 400 metrow po polu z żytem. Gdzie te ludziska nie wlezą to jestem w szoku. Komu by sie chcialo lazic po takim zagajniku swierkowym,tam ni grzyba, drzewa rosna tak ciasno,ze musialem wyrabac sobie 2 drogi do roslin plus maskowanie drog, no ale ktos wlazl.
Roslinki nie rosly jakos fantastycznie, mialem ich 14, jedna wyrwalem ,bo pokazala plec, przychodze w czwartek, a tam brakuje najwiekszej sztuki.
No i k.... caly weekend spedzam na poszukiwaniach nowego miejsca, do tego stres ,ze zlodziej zaniosl swoja zdobycz do przyjaciol w niebieskich uniformach w celu identyfikacji znaleziska. Balem sie tam zagladac,zeby sie nie wkopac.
Dzisiaj troche popadalo i rozpoczalem akcje "przeprowadzka" , liczac, ze w deszczu to nawet najwiekszy sluzbista nie bedzie na mnie czatowal w krzakach <lol>. Dzisiaj wykopalem tylko 4 sztuki, niestety na nowym miejscu gleba do dupy no i zeby oszczedzic stresu- latwiej sie przyjma w swojej starej glebie- trzeba robic wymiane gruntu. To laduje ziemie do workow ze starego spota i niose 4 wiadra z paniami plus 2 worki cetnarowe z ziemia do auta- kazdy po minimum 50 kg. Na nowej miejscowie, , dojazd taki ,ze trzeba kawal isc pieszo po polu. Zeby nie robic wyraznej sciezki, za kazdym razem wybieram inna trase. Zaiwaniam wiec z workami za plecach, pozniej z wiadrami z paniami, do tego baniaki z woda, szpadel, worek z dolomitem. Na leb sie leje deszcz, w ciagu 10 minut bylem mokry od przyslowiowej stopy do czubka glowy. Jeden worek mi pekl na plecach, bo ziemia byla za ciezka i dodatkowo caly oblepiony ziemia.
Przez pospiech zrobilem przymusowy supercropping, bo pare galazek sie polamalo, rosliny urypane w blocie , wygladaja jak ostatnie pokraki.
Co za dzien....
l:
l:
l: