Natchniony serią dokumentow vice, kończąc swoja dzisiejsza przygode na filmie o Liberii, co ma niejako zwiazek z tematem, powracam. Ja szukalbym jedynie ujecia jednostkowego, bo ta cala mase mozna rozbic, na niezliczona ilosc pojedynczych jednostek, a kazda z nich dzierzy swoje berlo, wladze nad swoim zyciem. Bedac liberyjczykiem, jakie mam szanse zostac lekarzem w Norwegii i zarabiac hmm. 600 000 NOK rocznie (to tylko przyklad), prawdopodobnie zadne. Czy mam szanse w ogole zostac lekarzem? Najprawdopodobniej tez nie, chyba, ze w Liberii
Ale czy moge opuscic swoj kraj, zostawic caly syf w jakim zyje, zmienic diametralnie swoje zycie? Mysle, ze jak najbardziej tak, moze nie zostane lekarzem w tej Norwegii, ale ten mam wybor/ mozliwosc. Czy wplyw na moja decyzje bedzie mialo moje wczesniejsze zycie? Oczywiscie, ale nie wierze w programowanie mas, albo inaczej, nie wierze w skuteczne programowanie mas, bo zawsze jakis odsetek jest inny. Absolutnie sie z Toba zgadzam, ze to gdzie sie rodzimy, to co jest nam wpajane, cele jakie sa przed nami stawiane i wartosci jakie sa nam przedstawiane jako sluszne, decyduja o tym kim sie stajemy. Ja wszystko rozpatruje pod katem jednostkowym i tak naprawde nie wiem, rodzac sie w Liberii, jak wielki wplyw bym mial na to czy bede kanibalem, czy bede chodzil do prostytutek, albo czy bede bral udzial w wojnie, bo skad brac przyklad, jezeli tata powiedzialby, ze to byc dobre. Rzeczywiscie maly wybor ma czesc z nas, jakos ta Afryka otworzyla mi troche umysl, bo do tej pory rozpatrywalem to bardzo lokalnie. Ja wiem, ze go mam, z 35 milionow ludzi w moim kraju tez go ma, na swiecie moze nie 6 miliardow, a je**c to.. to niszczy mi umysl. Zastanawiam sie czy dziecko rodzace sie w polskiej nie do konca przykladnej rodzinie, gdzie nie sa mu wpajane odpowiednie wartosci.. ale co to znaczy odpowiednie? Bedac Liberyjczykiem przeciez moglbym nie znac pojecia milosci, wiezi rodzinnych czy jakichkolwiek mentalnych odczuc. To nie jest sprawiedliwe, zdecydowanie nie jest. Czy jest im zle? Czy cos traca? Nie wiem, wiem, ze to niszczy mi umysl, bo o ile zyjac w jakis narzuconych trybach kawal mojego zycia, udalo mi sie wyrwac, sam nie wiem na ile, a chociaz wyrwac umysl z tego mentalnego getta, w ktorym zylem. Nie sposob oceniac, wiem, ze nie rozumiem dzisiejszego swiata, ale chyba na przestrzenii calego jego istnienia bym go nie zrozumial. Tak malo znaczymy, a wiekszoscia z nas rzadzi tylko hedonizm, mamy zawezone umysly, bo nie serwuja nam tego czego nie chcemy widziec na billbordach. Nie rozumiem Anton, albo po prostu ubolewam. Alienacja przynosi ulge.